Rozmowa narzeczonych:
– Wyobraź sobie, że Patrycja i Marek właśnie się rozstali!
– Nieee, to niemożliwe! Byli najbardziej udanym małżeństwem, jakie znałam! Zawsze razem, wspólne wakacje, wyjazdy na weekend, ich dzieci są naprawdę świetnie wychowane - to para, od której wszyscy mogliby się uczyć, jak budować dobry, trwały związek. O czym ty mówisz? To nie może być prawda.
Niestety.
Patrycja i Marek nie są już razem. Dlaczego?
Dlatego, że było... dobrze. I oni temu „dobrze” po prostu zaufali...
Czy zastanawiałeś się kiedyś nad tym, że tzw. dobry związek, czyli dwoje ludzi, którzy są ze sobą już dłuższy czas, szanują się, wspierają i kochają, może sam w sobie stać się zagrożeniem, które doprowadzi do bardzo negatywnego scenariusza? Jeśli nie, to przyjrzyjmy się razem temu, co Bogdan Wojciszke w swojej książce Psychologia miłości wymienia jako często obecne, a prawie nigdy niedostrzegane pułapki wynikające z tego, że związek jest udany, a partnerzy pełni dobrych chęci.
Kochasz partnera, czyli pragniesz jego dobra – to wspaniała rzecz. Ale czy aby wolna od zagrożeń dla związku?
Kochasz, więc dajesz – to wydaje się naturalne, pożądane i oczekiwane przez obie strony. Dając, czujemy się dobrzy, dzieląc się – mamy poczucie, że pomnażamy. Troszczysz się, opiekujesz, zapobiegasz, dogadzasz, czytasz w myślach, planujesz z wyprzedzeniem, jak zadbać o różne szczegóły i jak stawić czoła wyzwaniom. Czy można być bardziej kochającym i świadomym?
Okazuje się jednak, że przyzwyczajenie kogoś do otrzymywanego dobra ZMNIEJSZA atrakcyjność i wartość takiego poświęcenia w oczach drugiej osoby. Nie jest to efekt zamierzony, a wręcz niepożądany – ale tak działa nasz mózg. Wyobraź sobie, że w szkole cały czas dostajesz piątki, a od szefa co miesiąc premię na konto – bez względu na to, czy starasz się na 4, czy na 6, nagroda jest przewidywalna i satysfakcjonująca. Co może wydarzyć się w konsekwencji takich działań z Twoją motywacją, ambicją i wdzięcznością? Jak długo udaje Ci się utrzymać przekonanie, że dalsza nauka i praca jest dla Ciebie atrakcyjna? Przecież wciąż otrzymujesz nagrodę za to samo: spędzasz czas w szkole/pracy, a to, co dajesz i wnosisz, mieści się po prostu w widełkach tolerancji - nagroda i tak jest gwarantowana. Podobnie nasz mózg reaguje na wyzwania dotyczące związku. Kiedy nasze działania mają bezpośrednie przełożenie na otrzymywane przez nas „wynagrodzenie”, mamy motywację, by się starać. Gdy jednak nagroda jest z góry zagwarantowana, zaczynamy brać uczucia i obecność drugiej osoby za pewnik… A wtedy łatwo stracić nią zainteresowanie i przestać być zaangażowanym, nawet tego nie zauważając. Być może Ty również wciąż zabiegasz o zaspokajanie potrzeb swojego partnera, ale on Twoje poświęcenie zaczyna traktować jako coś, co „przecież się należy” i z biegiem czasu reaguje coraz mniej entuzjastycznie na wyrazy Twojej miłości. Kiedy przez długi czas czujemy się bezpiecznie i zaopiekowani, podobnie jak dzieci zaczynamy uważać, że miłość nam się po prostu „należy”.
B. Wojciszke zauważa, że „stałe i wzajemne ofiarowywania dobra (oraz unikanie wyrządzania partnerowi krzywd) prowadzi w miarę trwania związku do tego, iż zdolność do sprawiania partnerowi przyjemności maleje, wzrasta zaś zdolność do sprawiania mu bólu”.
Z czego wynika większa podatność na zranienie? Z pewnością z tego, że zwykle odczuwamy je dotkliwiej, gdy pochodzi od osób, które dobrze znamy, którym ufamy i które znają nasze słabości i sekrety – a wtedy nawet najmniejsze, intencjonalne lub nie, wykorzystanie ich przeciwko nam lub wszelkie przejawy niewrażliwości odbieramy ze zdwojoną siłą, często też odczuwając je jako zdradę głębokiego zaufania złożonego w najbliższej osobie.
Czasem wydaje się, że „święty spokój” to harmonia, a brak konfliktów oznacza zgodę… Ale czy na pewno?
Bywa przecież, że chcąc uniknąć kłótni, tłumaczenia się i nieżyczliwych komentarzy, po prostu z czasem… przestajemy rozmawiać, przestajemy zabiegać o bycie wysłuchanym, zrozumianym, o przedstawienie swojego punktu widzenia. Z bezradności popadamy w pogłębiającą się „samotność we dwoje”. Jednocześnie potrzeba czucia się ważnym i akceptowanym nie znika – zaczynamy więc automatycznie albo obrastać w szkodliwe mechanizmy obronne i zamykać się w swojej skorupie, albo szukać zrozumienia poza związkiem. Oba rozwiązania nie prowadzą w dobrym kierunku i z łatwością można przewidzieć ich skutki…
Jak podsumowuje autor Psychologii miłości – „stałe unikanie konfliktów w imię utrzymania wspólnoty działań, interesów i uczuć (oraz świętego spokoju) prowadzi do zaniku tej wspólnoty (a święty spokój zamienia się w spokój wręcz śmiertelny)”.
Po fazie namiętności następuje – o ile oczywiście związek przetrwa jej zanik! – faza związku dojrzałego, opartego na intymności i wzajemnym zaangażowaniu. Na tym etapie, który jest naturalną konsekwencją i kolejnością budowania więzi, partnerzy znają się niemal „na wylot”, wypracowali kompromisy pomagające im utrzymać jedność i „dotarli się” w większości codziennych zadań i nawyków. Związek cementuje poczucie zaufania, wspólnoty, przewidywalności zachowania partnera i określenie celów, które oboje partnerzy realizują dla dobra relacji. Tymczasem z upływem lat nawet intymność i dobre porozumienie mogą nam spowszednieć, a entuzjazm i radość z obecności partnera nie aktywują pobudzenia emocjonalnego. Na tym etapie istnieje możliwość, że brak pozytywnych bodźców w formie uczuć i emocji zacznie prowadzić do stagnacji, w której nasze bycie razem będzie podyktowane coraz bardziej tzw. zdrowym rozsądkiem, a coraz mniej tym, co czuje serce. Stąd prosta droga do zastąpienia miłości zwykłym poczuciem obowiązku i traktowaniem związku jako „zadania do wykonania”, podobnie jak traktujemy wykonywaną od lat pracę: wiemy, że jest ważna, męcząca i często rutynowa, a umowa została podpisana na czas nieokreślony. Dlatego aby tak “po ludzku” móc znajdować powody do entuzjazmu i radości życia, instynktownie zaczynamy poszukiwać nowych bodźców i atrakcyjnych wyzwań. W związku może więc dojść do bardzo podobnej sytuacji jak w przypadku posiadania „ciepłej posadki”, gdy nasza czujność jest uśpiona i nie spodziewamy się, że ktokolwiek mógłby nas zastąpić oraz wnieść nowe pokłady energii do firmy. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że będąc w takim stanie emocjonalnym, zaczniemy się rozglądać za odskocznią od rutyny. Stąd już bardzo blisko do rozpadu więzi, a nawet pokusy podwójnego życia.
B. Wojciszke podsumowuje: „Pułapka obowiązku polega na tym, że systematyczne podpieranie własnych uczuć do partnera poczuciem obowiązku może prowadzić do ich zaniku. Własne działania mogą być widziane jako rezultat jedynie własnej obowiązkowości, nie zaś uczuć żywionych do partnera”.
Gdy pozornie wszystko „nam się układa”, ale w sercu gromadzą się niezałatwione sprawy, niewypowiedziane słowa, przełknięte niczym gorzka pigułka komentarze, zaczyna przepełniać nas od wewnątrz poczucie niesprawiedliwości. Nawet drobne uchybienia partnera i oznaki niedostatku jego uczuć lub uwagi powodują gwałtowny przypływ goryczy, żalu i gniewu. Narasta nieprzebaczenie, nawet jeśli jesteśmy pełni dobrej woli, by je wypierać z naszej świadomości i staramy się „przemilczeć” wszystko, co boli, „dla dobra sprawy” lub „dla świętego spokoju”. Prowadzi to jednak do zniszczenia jedności i harmonii, a w następstwie pojawienia się niezdrowej rywalizacji, w której wszyscy są przegranymi. Pielęgnowanie takiego poczucia urazy wykształca coraz więcej sposobów „wbijania szpilki” i innego typu wywierania presji, sprzyja stosowaniu biernej agresji i przemocy psychicznej. Wszystko to oczywiście w tzw. udanych związkach odbywa się w białych rękawiczkach, zaś w obecności osób trzecich partnerzy wciąż czują się zobowiązani do okazywania sobie chłodnej życzliwości. Tylko od czasu do czasu ktoś — zwykle bez świadków — nagle pęka i wybucha płaczem lub rzuca o kilka słów za dużo. Później jednak rozumie, że okazanie tego typu słabości niczemu dobremu nie służy… Niezaspokojona potrzeba akceptacji i bliskości zaczyna kierować myśli na szukanie możliwości ucieczki lub doświadczenia choćby chwilowej ulgi…
Autor wyżej cytowanej książki tak definiuje tę pułapkę: domaganie się przede wszystkim sprawiedliwości we wzajemnej wymianie „świadczeń” przez partnerów sprowadza się w praktyce głównie do odwzajemniania zachowań negatywnych, a więc sprawiedliwości typu „oko za oko, ząb za ząb”.
Czy można uniknąć opisanych pułapek w udanym związku? Podzielcie się z nami w komentarzu Waszymi obserwacjami na ten temat. Jesteśmy ciekawi, która z pułapek wydaje się Wam najbardziej powszechna oraz czy macie Wasze ulubione sposoby radzenia sobie w takich sytuacjach. Zapraszamy do dyskusji i wymiany doświadczeń – a także do skorzystania z oferty naszej Fundacji i wykonania badania diagnostycznego Waszej relacji.
Anna Tomczyk
Zainteresowanym polecam książkę Bogdan Wojciszke – "Psychologia miłości".
Zadzwoń: 663 224 559
poniedziałek - piątek 10:00-18:00
Podpowiedź:
Możesz usunąć tę informację włączając Plan Premium